Czasem niełatwo określić moment kiedy rodzi się uczucie. Czasem zaś ten moment jest jak uderzenie gromu - można określić go co do minuty. Kiedy zaś kończy się miłość? Czy możemy powiedzieć, że jej kresem jest śmierć najbliższej osoby? Czy miłość w ogóle ma swój kres? Twórcy filmu P.S. kocham Cię udowadniają nam, że prawdziwe uczucie za nic ma nawet śmierć. Rozłączonych kochanków splatać będzie, nawet jeśli jedno z nich znajdzie się po drugiej stronie.
Holly (Hilary Swank) i Gerry’ego (Gerard Butler) poznajemy akurat w chwili kłótni. Sprzeczka, jakich wiele w małżeństwie z kilkuletnim stażem. Wtedy można pokłócić się dosłownie o wszystko i o nic, ale z drugiej strony równie łatwo o zgodę. Taką to właśnie słodko-kwaśną sceną zaczyna się film Richarda LaGravenese’a. Jednak niedługo jest nam dane być świadkami sielanki. Drugą zaraz scenę otwiera pogrzeb Gerry’ego. Rzecz zaskakująca - film o miłości i od razu śmierć. Osamotniona Holly musi się teraz nauczyć żyć bez ukochanego. Jak wielkie przeżywa zaskoczenie, gdy w dniu swoich urodzin otrzymuje nagranie z życzeniami od zmarłego męża i zapowiedź, że będą jeszcze listy. Odtąd życie Holly to oczekiwanie na kolejny znak od Gerry’ego, dzięki któremu łatwiej znieść okropną rozłąkę. Z pomocą listów kobieta czerpie siłę do stawiania czoła problemom.
Ciężko mi P.S. kocham Cię zaklasyfikować do konkretnego gatunku. Z jednej strony to typowy wyciskacz łez (radzę zasiąść do oglądania z pokaźną paczką chusteczek). Z drugiej strony zawiera również sceny prawdziwie komiczne (jak np. występ Holly w barze karaoke). Poza tym fabuła dotyka spraw codziennych, które każdego dnia stają się rzeczywistością na naszych oczach. Jak dalej żyć bez ukochanej osoby? Czy życie ma wtedy w ogóle jakiś sens? Pomimo tak trudnych i przygnębiających, zdawałoby się, wątków, uważam ten film za optymistyczny i krzepiący. Z pamięcią o zmarłym w sercu być może da się jednak odnaleźć sens w dalszym, samotnym już życiu.
Poza tym, że historia jest porywająca i wzruszająca, mamy tu jeszcze nieprzeciętnych aktorów. Hilary Swank, o której nie od dziś wiadomo, że potrafi zagrać praktycznie wszystko i w każdej konwencji, znakomicie odnalazła się również w tym filmie. Natomiast dla mnie największym odkryciem i zaskoczeniem był Gerard Butler, którego do tego momentu znałam jedynie jako właściciela imponującej muskulatury i donośnego głosu w 300 Zacka Snydera. I szczerze mówiąc myślałam, że na tym jego aktorskie umiejętności się kończą. Dzięki P.S. kocham Cię przekonałam się, że byłam w błędzie i nie doceniłam naprawdę świetnego aktora. Oboje tworzą idealnie dopasowany duet, od emocji aż kipi. Oprócz nich dwojga są również wspaniale obsadzone role drugoplanowe: Harry Connick Jr., Lisa Kudrow, Jeffrey Dean Morgan i genialna jak zwykle Kathy Bates.
Szczerze polecam ten film każdemu, kto gotów jest się wzruszyć. Nie tylko paniom, bo żywię nadzieję, że i panowie są zdolni do takich porywów. Dla mnie to było ogromne zaskoczenie in plus. Rzadko kiedy udaje się trafić na taką perełkę wśród nijakich, szablonowych i patetycznych filmów o miłości i śmierci, która niweczy wszystko. P.S. kocham Cię Richarda LaGravenese’a to piękny film o godzeniu się ze śmiercią bliskiej osoby i o życiu po takiej tragedii, o trudnym, acz nieuchronnym powrocie do normalności.